>Gimbokot: Tato rozkroisz mi to awokado?
>Tata: Trzymaj! Masz tu nóż tępy, sama sobie rozkrój.
>Mama: Nie dawaj jej! Ona sobie nawet tępym krzywdę zrobi!
Internet, życiodajna nić
umożliwiająca gimbusom rozprzestrzenianie się, reprodukcje,
zacieśnianie więzi w stadzie i prowadzenie walk o dominację w
grupie. Ta platforma szeroko niosącej się formy komunikacji służy
także do podtrzymywania życia wszystkiego do czego można doczepić
słowo gimb. Gimbus bez internetu popada w stan zawieszenia
wszystkich funkcji życiowych. Aczkolwiek czymś jeszcze gorszym jest
prawie brak internetu, zanikający błądzący po ścianach sygnał,
snujący się jak nadzieja na to, że zaliczysz matmę na mierne dwa.
Wyobraź sobie że masz w rękach laptopa i chodzisz z nim po domu,
na siłę podnosząc go w górę bo trudno jest podnosić coś w dół,
próbując oczywiście złapać sygnał. Zero kresek, jedna kreska,
zero kresek po czym rzucasz nim gdziekolwiek bo tak, nim czyli twoim
jedynym przyjacielem laptopem, ze stacjonarą jest już trochę
trudniej. W końcu wdrapujesz się na parapet albo oddajesz się
podłożu w dziwnej i trudnej do racjonalnego wytłumaczenia pozycji.
Samo to że wykonujesz więcej pracy niż jesteś wstanie, bo
chodzenie to taka tajemna i trudna sztuka, gimba doprowadza do furii
i wrzenia. Od tak kurwica i masz drugi okres nawet jak jesteś
posiadaczem w stu procentach męskich organów rozrodczych. Apogeum
nie wiem absurdu? Bo absurd zawsze śmieszny. Apogeum wkurwu i
nieludzkiego radioaktwnego chujstwa, które nie powinno ujrzeć
światła dziennego? Ale to tylko wściekły gimb, tylko. No wiesz
ludzie raczej nie traktują gimbów zbyt poważnie, ani tym bardziej
jako zagrożenie. Z tego co wiem oczywiście, no bo takie to
chodzenie z kompem po domu nie jest normalne i traktowanie poważnie.
Więc kto by się gimbusa bał? Nikt o wyższym ilorazie inteligencji
niż ziemniak. Chociaż przed chwilą obierałam ziemniaki i: żaden
nie drgnął, więc chyba nie o to biega. Siedzisz szukając
internetów jak jakieś biedne dzieci z Antferpii, ale kiedyś trzeba
się pogodzić z tym faktem i zabrać się za coś zupełnie
pozbawionego kreatywności. Ja przeważnie idę coś przeczytać,
takiego w miarę niewymagającego czyli na bank nie coś pokroju 50
twarzy Grajcarza. To jest jak stopa w mikserze, swoją drogą nie
tknęłabym tego nawet kijem, w folii ochronnej na chwytaku i
kombinezonie przeciwatomowym. Aczkolwiek mój lęk jest w pełni
nieuzasadniony, umysł mam twardy jak żelki z Biedronki i chleb z
Tesco, taka tam wyobraźnia gimba i te chore scenariusze pisane w
ciemnych zakamarkach mojego spaczonego umysłu. Więc może dlatego
gimbusy tak bardzo potrzebują internetu, może po prostu boją się
zostać same ze sobą? Bo taka jestem kreatywna jak malarz
przewracający się w grobie.
PS: meh, ja chyba naprawdę łudzę
się, że sąsiad przestanie ściągać te wyrafinowane chińskie –
porno bajki i w końcu ping mi spadnie, gg wp report soraka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz