czwartek, 16 października 2014

Umierający sygnał pierwszym krokiem ku irytacji



>Gimbokot: Tato rozkroisz mi to awokado?
>Tata: Trzymaj! Masz tu nóż tępy, sama sobie rozkrój.
>Mama: Nie dawaj jej! Ona sobie nawet tępym krzywdę zrobi!


Internet, życiodajna nić umożliwiająca gimbusom rozprzestrzenianie się, reprodukcje, zacieśnianie więzi w stadzie i prowadzenie walk o dominację w grupie. Ta platforma szeroko niosącej się formy komunikacji służy także do podtrzymywania życia wszystkiego do czego można doczepić słowo gimb. Gimbus bez internetu popada w stan zawieszenia wszystkich funkcji życiowych. Aczkolwiek czymś jeszcze gorszym jest prawie brak internetu, zanikający błądzący po ścianach sygnał, snujący się jak nadzieja na to, że zaliczysz matmę na mierne dwa. Wyobraź sobie że masz w rękach laptopa i chodzisz z nim po domu, na siłę podnosząc go w górę bo trudno jest podnosić coś w dół, próbując oczywiście złapać sygnał. Zero kresek, jedna kreska, zero kresek po czym rzucasz nim gdziekolwiek bo tak, nim czyli twoim jedynym przyjacielem laptopem, ze stacjonarą jest już trochę trudniej. W końcu wdrapujesz się na parapet albo oddajesz się podłożu w dziwnej i trudnej do racjonalnego wytłumaczenia pozycji. Samo to że wykonujesz więcej pracy niż jesteś wstanie, bo chodzenie to taka tajemna i trudna sztuka, gimba doprowadza do furii i wrzenia. Od tak kurwica i masz drugi okres nawet jak jesteś posiadaczem w stu procentach męskich organów rozrodczych. Apogeum nie wiem absurdu? Bo absurd zawsze śmieszny. Apogeum wkurwu i nieludzkiego radioaktwnego chujstwa, które nie powinno ujrzeć światła dziennego? Ale to tylko wściekły gimb, tylko. No wiesz ludzie raczej nie traktują gimbów zbyt poważnie, ani tym bardziej jako zagrożenie. Z tego co wiem oczywiście, no bo takie to chodzenie z kompem po domu nie jest normalne i traktowanie poważnie. Więc kto by się gimbusa bał? Nikt o wyższym ilorazie inteligencji niż ziemniak. Chociaż przed chwilą obierałam ziemniaki i: żaden nie drgnął, więc chyba nie o to biega. Siedzisz szukając internetów jak jakieś biedne dzieci z Antferpii, ale kiedyś trzeba się pogodzić z tym faktem i zabrać się za coś zupełnie pozbawionego kreatywności. Ja przeważnie idę coś przeczytać, takiego w miarę niewymagającego czyli na bank nie coś pokroju 50 twarzy Grajcarza. To jest jak stopa w mikserze, swoją drogą nie tknęłabym tego nawet kijem, w folii ochronnej na chwytaku i kombinezonie przeciwatomowym. Aczkolwiek mój lęk jest w pełni nieuzasadniony, umysł mam twardy jak żelki z Biedronki i chleb z Tesco, taka tam wyobraźnia gimba i te chore scenariusze pisane w ciemnych zakamarkach mojego spaczonego umysłu. Więc może dlatego gimbusy tak bardzo potrzebują internetu, może po prostu boją się zostać same ze sobą? Bo taka jestem kreatywna jak malarz przewracający się w grobie.

PS: meh, ja chyba naprawdę łudzę się, że sąsiad przestanie ściągać te wyrafinowane chińskie – porno bajki i w końcu ping mi spadnie, gg wp report soraka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz