wtorek, 23 grudnia 2014

Przygotowania świąteczne




Nie będę dużo pisać, sama chce mieć święty spokój jak najszybciej. Twierdzę nie ma sensu puszczać solidnej fali nienawiści, że Boże Narodzenie takie złe bo robimy fałszywy teatrzyk dobroci. Należy spojrzeć na to święto z jako takim uśmiechem i sprawić by nie było to przedstawienie na raz do roku, bo tak wypada. Czego by się tam ze względów światopoglądowych nie obchodziło, ważne by połączyło nas w tym wszystkim jedno. Czas przyjrzeć się naszej przerażającej rodzince raz jeszcze i szeroko do tego uśmiechnąć. W ogóle to od plucia żółcią, narzekania i urządzania polowań na idiotów mamy przecież calusieńki rok.

Wesołych Świąt!

czwartek, 18 grudnia 2014

Natrętne natręctwo


Nawyk trzymania ołówka bądź też długopisu w ustach to uzależnienie, którego zapewne uzależnieniem nikt nie nazywa. Zastanawiającym jest to jak opłakane może to mieć skutki dla przyborów, które w czasie pracy nieświadomie omielamy i przeżuwamy. Nie wszyscy rozumieją to złośliwe przyzwyczajenie, nie każdy ma te same tiki czy natręctwa. Aczkolwiek jeśli komuś wyjdzie takie wombo-combo palacz i pożeracz ołówków, długopisów, rysików i nie wiadomo jeszcze czego, mogą wyniknąć z tego sytuacje poddające wątpliwości to czy pojęcie kontrolowania własnego ciała w ogóle istnieje. Udało mi się zaobserwować to zjawisko u osób, które chcą wierzyć w to, że zdrowy styl życia pomoże im ominąć śmierć równie szerokim łukiem co z tir z piętnastoma naczepami biorący zakręt. Wkładasz sobie takie tiki do psychologicznej maszynki do mięsa i kręcisz korbką jak porypany nastolatek w czasie narkotycznej sesji nieudanego dziecka techno i dubstepu. Taki rozdrażniony jeszcze nie były, ale już nie palacz, chcąc ukoić swoje nerwy robi przeróżne rzeczy. Jeden przypadek maniakalnie pożerał gumy do żucia w ilościach przekraczających możliwości produkcyjne małych, chińskich dzieci przywiązanych pasami do taśm produkcyjnych. Inny z kolei popadł w zupełnie inne nałogi po to by wypełnić pustkę po tym, który uczynił jego portfel anorektykiem. No i ten dziwny, wspomniany wcześniej zwyczaj sięgania po różne rzeczy byleby (jakkolwiek by to brzmiało wy gimbusiarskie zboczuchy) mieć coś w ustach. W pewnym momencie można się złapać na przerabianiu ołówków na wióry niczym bober pracoholik ze wściekiem macicy i kredytem na mieszkanie. Uzależnienia to ciężka sprawa i niekoniecznie musi być to klasyczne „matka ćpie, że wiesz”. Czasem można odnieść wrażenie, że ludzki mózg to jeden z największych ćpunów jakie skonstruowała matka natura. Programuje ciało w sposób, który często niekoniecznie nam odpowiada i tak w ogóle to poza tym jest cholernie złośliwy. Uzależnić można się chyba od wszystkiego.


ps: śniegu jak nie było tak nie ma, a musiałam wrzucić to w dwóch obrazkach bo google mnie na siłę uszczęśliwia i duże obrazki nieładnie zgniata, wypluwa i zmniejsza, komiczne

wtorek, 9 grudnia 2014

Zima



Pogoda ssie. W porze jesienno-zimowej, a w tym sezonie kiedy króluje pora wszechobecnej bezśnieżnej wilgoci i nieludzkiego zimna, prawdopodobieństwo podłapania doła jest równie wysokie co zarażenie się chorobą weneryczną w tureckim haremie. Szczerze to na tę pogodę można by kompletnie lać ciepłym moczem gdyby bezlitosna siła obowiązku wyciągająca biednego człowieka z domu jeszcze przed świtem. Żeby chociaż był ten śnieg to mogę mróz przecierpieć. A mamy co? Masę błotka i wilgoć łamiącą kręgosłupy. Nie wiem kto wpadł na to by osadzić nasz kraj w takim miejscu. Przypuśćmy, że była to paproć, pies albo niedomagająca babcia ameby z niedojebaniem mózgowym. Zresztą dajmy spokój amebie, mieszkamy w takim miejscu gdzie klimat jest niezdecydowany jak blondynka na zakupach. No żeby jeszcze była tu piękna, biała zima. Taka zmieniająca krajobraz w cudowny sposób. To nie! Mamy taką, która wszędzie przynosi błoto. Plaskające, mlaskające błotko z topionego śniegu. Zresztą zima jakakolwiek by nie była jest i tak chorym wytworem. Tyle ile razy się wtedy choruję albo ulega poważnemu uszkodzeniu. Jeb złamana noga, ślizg złamany nadgarstek, a teraz wombo-combo zapalenie oskrzeli. Mam nadzieję, że do świąt sytuacja się jakoś polepszy, a matka natura zrehabilituję. Chcę na święta dużo śniegu i nic mnie to nie obchodzi, że będzie znowu wielkie zaskoczenie kierowców.

 
Ps: k**** jak zimno

środa, 3 grudnia 2014

Dobry kebs piecze dwa razy

Uliczne żarcie. Stoiska z randomowymi hot-dogami, zapiekankami, tortillą, kebsem czy tym dziwnym hindusko-arabskim czymś co się nazywa szałarma, szołarma czy shoarma. Zwał jak zwał. Dość w porządku jest móc zamówić sobie w drodze ciepły posiłek na taką studencką kieszeń, już dostatecznie obciążoną wydatkami na fajki, narkotyki czy alkohol. I cała ta bajka ciągła by się dalej szczęśliwie bez końca niczym pierd nyan-cata gdyby nie fakt, że nagle zachce ci się rozkminiać z czego był ten nieszczęsny kebab. A kiedy dopada cię taka grzeszna pokusa? Oczywiście gdy jesteś już po szkodzie, a twój układ pokarmowy woła o litość przeżarty przez coś o mocy równej rosyjskiemu specyfikowi do odrdzewiania piekarników i balsamowania zwłok. Czasem przez myśl przechodzi krótka, szalona idea jakoby to te całą mięsną masę wciśniętą w bułkę ktoś przyrządził z zarżniętego czarnobylskiego mutanta. No albo z kolei, że sos to musiał im upichcić sam diabeł, któremu to przepis przyśnił się w jakimś potwornym, nocnym koszmarze. Nie bez powodu wśród prostego ludu panuje przekonanie, że w parówkach mamy psa zmielonego razem z budą. Rzeczywistość wytłuszcza nam co to pokrótce znaczy. Mianowicie kości, pióra, skórę, oczy, organy i wszelakie akcesoria w pięknej różowej papce. Potem można już swobodnie przerobić to na biedronkowe parówki czy nuggetsy z macdonalda. Spróbujmy pomyśleć sobie jak wiele nie wiemy o tym co dane jest nam wsuwać z niepohamowanym apetytem. Problem polega na tym, że gdy tylko próbujemy cały pełen barw i zapachów, cudowny świat współczesnej gastronomii staje nam pod jednym wielkim znakiem zapytania, a uciekające z żołądka przez gardło resztki ostatniego posiłku dopadają nas z prędkością polskiego pendolino przy każdej próbie zakupienia czegokolwiek do jedzenia. Na mieście zjeść można przeróżne rzeczy w całej masie punktów szybkiej obsługi żarłoków. Jak mówi internetowa mądrość dobry kebs piecze dwa razy. Warto podkreślić jednak, że takich na przykład studentów jakiekolwiek pojęcie obrzydzenia nie dotyczy. Logika wygłodniałego jest prosta jak smakuję to nie dyskutuj, tym bardziej jeśli jest za darmo.

ps: popadam w coraz większą losowość tematów