Pogoda ssie. W porze jesienno-zimowej, a w tym sezonie kiedy
króluje pora wszechobecnej bezśnieżnej wilgoci i nieludzkiego zimna,
prawdopodobieństwo podłapania doła jest równie wysokie co zarażenie się chorobą
weneryczną w tureckim haremie. Szczerze to na tę pogodę można by kompletnie lać
ciepłym moczem gdyby bezlitosna siła obowiązku wyciągająca biednego człowieka z
domu jeszcze przed świtem. Żeby chociaż był ten śnieg to mogę mróz
przecierpieć. A mamy co? Masę błotka i wilgoć łamiącą kręgosłupy. Nie wiem kto
wpadł na to by osadzić nasz kraj w takim miejscu. Przypuśćmy, że była to
paproć, pies albo niedomagająca babcia ameby z niedojebaniem mózgowym. Zresztą
dajmy spokój amebie, mieszkamy w takim miejscu gdzie klimat jest niezdecydowany
jak blondynka na zakupach. No żeby jeszcze była tu piękna, biała zima. Taka
zmieniająca krajobraz w cudowny sposób. To nie! Mamy taką, która wszędzie
przynosi błoto. Plaskające, mlaskające błotko z topionego śniegu. Zresztą zima
jakakolwiek by nie była jest i tak chorym wytworem. Tyle ile razy się wtedy
choruję albo ulega poważnemu uszkodzeniu. Jeb złamana noga, ślizg złamany
nadgarstek, a teraz wombo-combo zapalenie oskrzeli. Mam nadzieję, że do świąt
sytuacja się jakoś polepszy, a matka natura zrehabilituję. Chcę na święta dużo
śniegu i nic mnie to nie obchodzi, że będzie znowu wielkie zaskoczenie
kierowców.
Ps: k**** jak zimno
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz